Dojechalismy do Sobotki, akurat byl jakis targ to bylo kogo pytac o sklep rowerowy. Bez problemu znalezlismy i to byl najwiekszy fuks. Bo facet wlasnie zamykal. Chcial mi wcisnac metalowy pedal (drozszy sporo). Twierdzil, ze na takim jedzie sie bez porownania lepiej. Ale sie nie dalem i wraz ze swoim synem zrobili pedal i korbe. Fajnie skrecali, caly rower trzeszczal. Ale wszystko bylo zrobione PICO BELO!!
Bylo juz goraco. Podjechalismy ze szczesliwym juz mną Ogurkhiem do sobockiego rynku do sklepu po jakies dobre picie. Śmy sie ochlali i ruszyli dalej. Upadł pomysł dluzszego postoju gdzies na wzgorzach obok masywu Ślęży. Mielismy zbyt duze opoznienie. Teraz jazda na Dzierżoniów. Przez Strzegomiany, Będkowice i Sulistrowice dotarlismy na przełęcz. Stamtąd okazało się, ze czeka na nas pierwsza nagroda. Kilkuminutowy zjazd :) Trwalo to calkiem dlugo wiec na dole ogolnie wszyscy uhahani. Jak zszedlem z roweru to musialem podeprzec sie barierki mostku na ktorym stanelismy. Nogi prawie nie wytrzymaly. Smieszne uczucie :D To byl przedostatni, noo wlasciwie to ostatni, zjazd na drodze do Dzierżoniowa (ten ostatni to taki biedny byl ;-) )